Różowe jezioro Torrevieja brzmi pięknie. Jest to fenomenem środowiskowy i magnes na turystów. Turystów, którzy przychodzą z myślą, że wszystko im się należy i nie muszą szanować tego co zwiedzają, bo to jest ich chwila. Nie oszczędzili oni też Hiszpańskiego różowego jeziora w Torrevieja.
W Alikante pojawiliśmy się bez większego planu zwiedzania i kiedy wujek Google powiedział nam, że w odległości godziny jazdy możemy zobaczyć różowe jezioro Torrevieja decyzja została podjęta natychmiastowo! Grafiki jeszcze nas upewniły, że to co zobaczymy tam zapadnie nam w pamięć na długo. I zapadało… takiego syfu dawno nie widziałem.
Oficjalnie przez dziurę w płocie
Wejściem do tego “Parku Narodowego” w Torrevieja na wybrzeżu Costa Blanca była dziura w płocie. Myślałem, że zrobimy coś nielegalnego, bo w końcu płot powinien oddzielać i chronić od nieproszonych gości. Szkoda tylko, że dziur było tu kilkanaście na małym odcinku ogrodzenia. Udaliśmy się w kierunku jeziora, którego kolorystka z dystansu w ogóle nie przypominała różu. W głowie nadal miałem zdjęcia z internetu, okłamując się, że Photoshop nie dołożył się do ich stworzenia i zaraz staniemy nad piękną taflą różu z flamingami na horyzoncie. Po kilkunastu metrach znaleźliśmy się przy linii brzegowej. Wesoło przywitało nas przewrócone krzesło, kilka plastikowych płyt, pieluszka i majtki … Różowe jezioro istnieje i na pewno jest bardzo piękne w środku lata kiedy to lina brzegowa jest sucha, a słońce odbija się w tafli wody. Grudzień może był złym czasem na przyjazd, jednak ten obraz zostanie nam w pamięci, bo przecież te śmieci nie znikną na sezon letni.
CZY WIESZ, ŻE … montujemy filmy z podróży i wakacji? Zajrzyj na naszą stronę VlogoVentura – nie pozwól by Twoje wspomnienia wyblakły! Stwórzmy razem Twój film!
Różowe jezioro Torrevieja? I cały urok szlag trafił…
Nie oczekiwałem różu jak z obrazka, krystalicznej wody i pięknej plaży. W końcu czytałem opinie ludzi przed przyjazdem. Jedną zapamiętałem świetnie: tam powinny być prysznice i toalety! To już brzmiało jak przepis na zniszczony park narodowy. No się nie myliłem. Otaczało nas mnóstwo śmieci. Najróżniejszych. W internecie chwalono jak to tysiące turystów odwiedza to piękne miejsce i rzeczywiście wyglądało ono jak po przejściu tysiąca osób. Grupka młodzieży rzucała kaczki, przy okazji dorzucając puste butelki do rosnącej już sterty odpadków.
Nie może być aż tak źle! Musi tu być piękno!
Laguna Salada de Torrevieja zasługuje na bliższe zbadanie. Przyjrzenie się temu miejscu. I rzeczywiście daliśmy szansę. Woda nie jest taka różowa jak z obrazka. Było to było spowodowane tym, że byliśmy tam w grudniu i dopiero w gorącym okresie woda nabiera swoich barw. Jezioro samo w sobie było ładne i gdyby ktoś o nie zadbał to rzeczywiście był by to piękny kawałek rezerwatu przyrody. Rośliny majestatycznie pokryła sól, a solne kałuże pękały niczym lód w zimę wydając ten fajny odgłos trzasku. Jakaś pani przyszła pochodzić w wodzie, jacyś młodzi rodzice zabrali swoje dziecko na spacer. Natalia była głosem rozsądku i zachęciła mnie abyśmy zapolowali na flamingi z drugiej strony jeziora. Pomyślałem, że to dobry pomysł i ruszyliśmy.
Nosz ku… to są różowe ścieki!
Chyba jednak wyprawę trzeba było zakończyć na oficjalnej dziurze w płocie, bo wtedy już mógłbym zakończyć narzekanie w tym wpisie. A jednak zajechaliśmy od drugiej strony jeziora przy ujściu Canal de la Solina na tereny prywatne. Tam już czekała brama z wyraźnym zakazem przejścia dla osób nieuprawnionych. Tylko brama, bo reszta płotu była całkowicie zniszczona, a jego resztki zakopane w śmieciach. Nie wiele myśląc udaliśmy się na drugą stronę, na ścieżkę, która prowadzi w głąb jeziora. Raptem po kilku metrach przekonaliśmy się, że jest gorzej. Niestety nie mieliśmy już wtedy aparatu by zrobić zdjęcia i pokazać Wam rury ściekowe odprowadzające wodę, podobną raczej do mazi z pobliskich pól uprawnych bez pośrednio do akwenu. Możliwe, że była to solanka, ale czy tylko? Po prostu pięknie i różowo zakończyliśmy całą wyprawę… Potem pozostało nam tylko zgarnąć hiszpańskie Tapas lub Baskijskie Pinchos.
Na pocieszenie dodam, że flamingi upolowaliśmy dopiero kilkanaście kilometrów dalej w jeziorku obok autostrady. To, że nie chcą jeść z wielkiego jeziora chyba o czymś świadczy. Może latem to jezioro jest o wiele ładniejsze, a słońce świeci na tyle mocno w oczy, aby nie było widać jak człowiek niszczy wszystko co naturalne…