Dziś zabieramy Was na spacer w Tęczowe Góry. A dla tych, którzy chcieliby poczuć klimat tego niesamowitego miejsca jeszcze bardziej, vlog z naszej wyprawy w góry siedmiu kolorów!
1 – Taksówka Ciężarówka
Na wyprawę w Tęczowy Góry (PERU) wybraliśmy się samodzielnie, tzn. bez zorganizowanej wycieczki, bez agencji turystycznej. Postępowaliśmy zgodnie z instrukcjami opisanymi przez thewayofmando i zadziałało to naprawdę dobrze! Bardzo nietypowy, ale świetny sposób na odwiedzenie tego miejsca. A gdybyście mieli więcej niż jeden dzień, to świetny jest też Szlak Salkantay – 3-4 dni marszu i docieracie do Bram Zaginionego Miasta Inków Machu Piccu, ale o tym tutaj.
Najpierw pojechaliśmy autbousem z Cusco do Checacupe (6.5 sola za osobę), a stamtąd złapaliśmy lokalną “taksówkę” (4 sole) do maleńkiej (jeszcze autentycznej a nie turystycznej) wsi Pitumarka.
Akurat nie było prądu, więc kolację, którą jedliśmy przy ulicznym stoisku ze streetfoodem, spędziliśmy przy światełkach telefonu. Pani, która serwowała nam ów kolację, swój telefon trzymała w zębach by oświetlać sobie kuchenkę – trzeba sobie radzić! (choć czołówka mogłaby być jednak lepszym rozwiązaniem?)
Z Pitumarka wyruszyliśmy o 3 nad ranem – tak, 3 nad ranem !!! Z tyłu tego oto właśnie pojazdu. Nie, nie było foteli, w których moglibyśmy się rozsiąść. Zamiast tego siedzieliśmy na balotach siana, wśród 20-osobowej grupki lokalsów, dla której była to codzienna droga do pracy. Czy to do pól uprawnych mijanych po drodze do Gór 7-dmiu kolorów, czy to do samego wejścia na szlak, gdzie niektórzy będą sprzedawać przekąski i napoje dla turystów.
Podróżowaliśmy w zupełnej ciemności przez około 1,5 godziny, zanim dotarliśmy do celu … Po drodze rozmawialiśmy z Dominikiem o tym, że to świetna przygoda – nie dopomyślenia!
CZY WIESZ, ŻE … montujemy filmy z podróży i wakacji? Zajrzyj na naszą stronę VlogoVentura – nie pozwól by Twoje wspomnienia wyblakły! Stwórzmy razem Twój film!
2 – Rozmyślania Pani Alpaki
Na szlak wyruszyliśmy około 5:00-5:30 rano, w rękach kurczowo trzymając ciepły kubeczek herbatki z liści koki. Ta ma pomagać walczyć z objawami choroby wysokościowej. Nam chyba (na spółkę z tabletkami AltiVita) pomogło. Może był to efekt placebo – cokolwiek by to nie było, pomimo wysokości ponad 4 000 m.n.p.m. – czuliśmy się świetnie.
Już po kilkuset metrach napotkaliśmy pasące się w małej zagrodzie Alpaki i owce – ta siedziała sobie dumnie i dumała nad sensem wędrówek gringo o tak wczesnej porze!
3 – Złota godzina
Podczas tego pięciokilometrowego marszu, który według lokalsów miał zająć 2h, mieliśmy okazję podziwiać naprawdę spektakularne widoki! Słońce dopiero wynurzało się zza gór, które z kolei otoczone były mistyczną mgiełką i poszarpanymi chmurami. Gra światła o tak wczesnej porze sprawiała, że cała okolica nabierała cudownego klimatu. Jeden, choć nie jedyny powód, dlaczego warto było tę wyprawę zorganizować na własną rękę!
A dotarcie na szczyt? No cóż, zajęło nam cztery długie i bardzo zziajane godziny – zapierało nam dech w piersiach i to nie tylko ze względu na cudne widoki! Jednak te były tego warte!
4 – Kemping na 4 tyś. z hakiem
Drugim powodem, dla którego warto zorganizować wyjazd w Tęczowe Góry na własną rękę i się pofatygować o tak wczesnej porze, jest cisza, spokój i szlak prawie na wyłączność. Po drodze minęliśmy malutkie obozowisko, którego mieszkańcy wyruszyli na szlak, chwilę przed momentem, gdy do niego dotarliśmy. Poza nimi, mijali nas tylko lokalsi z osiołkami i bezdomne (?) psy!
5 – Zaspany kaktus
Ja, podczas takich nie gonionych wędrówek, uwielbiam się rozglądać na wszystkie możliwe strony. Bo tylko w ten sposób mogę w pełni doświadczyć tego, co się wokół mnie dzieje. I tak oto, można napotkać budzący się do życia kwiat kaktusa. Opatulony niczym puchową pierzynką, nieśmiało wygląda na świat …
6 – Hello World – powiedział kwiat kaktusa
Widząc słońce wychylające się zza gór, nasz kaktusowy kwiat powziął decyzję by przywitać się ze światem!
7 – Nigdy nie podróżujemy sami!
Wędrówka na Góry Tęczowe, to raptem jednodniowy epizod, w naszej 5-cio miesięcznej wyprawie przez Amerykę Południową. A pięć miesięcy, z dala od domu, to nawet przy tak fascynującej wyprawie, jest kawał czasu! Dlatego, wędrują z nami flagi naszych miast, byśmy mimo odległości, czuli domową bliskość!
8 – Oczy dookoła głowy
Tak jak wspomniałam wcześniej, patrząc z każdego możliwego kąta, zapewnia najlepsze możliwe doświadczenie! A więc patrzymy i co mamy? Kilka grzybków końskim łajnie! Wyglądają jak mała rodzina, z grzybkiem-dzieciuszkiem z przodu i grzybkową mamusią ukrywającym się z tyłu za tatkiem … Słyszę twoje myśli: “Musiałaś chyba zażyć trochę jakiś grzybków, prawda ?! “… Nie – odpowiadam! Tylko herbatkę z liści koki! ?
9 – Idzie Burza!
Kiedy ja, pod wpływem herbatki z liści koki, podziwiałam grzybki, Dominik dzielnie pruł do przodu. Zastanawiając się pewnie, w którą stronę przetoczą się te groźnie wyglądające, ciemne chmurzyska!
10 – Domki z cegieł
Na szczęście ciemne chmury zniknęły w mgnieniu oka. W sam raz na czas, by udało mi się zauważyć kolejny obiekt podziwu … stos czerwonych cegieł. “Co w takim stosie cegieł jest do podziwiania?” – Słyszę, Twoje zdumienie.
Ah – w tym momencie musieliśmy być na wysokości 4 500 metrów nad poziomem morza i żadnych budynków nie było widać już od dłuższego czasu. Samotny stos cegieł musi oznaczać, że wkrótce się to zmieni … i może, ktoś nosi te cegiełki, każdego dnia po kilka, by nazbierać ich tyle by można zacząć budowę?
11 – Alpaki – turystyczne przytulaki!
Po ponad trzech godzinach fizycznie wyczerpującej wędrówki, tuż u szczytu góry Winikunka, witają nas dwie przecudne alpaczki. Jestem pewna, że wraz z właścicielem mijały nas na trasie. A przydreptały tu ku pociesze turystów! Bo kto nie chciałby selfie z takimi kudłaczami? A widzicie to tam się chowa daleko w tle? Cudnie lśniący lodowiec!
12 – Alpaki alpakami, ale ten lodowiec?! WoW
Zobaczmy to pod nieco lepszym kątem. Wiem, że wszystkie alpaki są przytulaśne, przesłodkie i w ogóle, ale ta lodowcowa bestia jest czymś co należy podziwiać! Wiem też, że nie pokazaliśmy Wam jeszcze bohaterki naszej wędrówki – Tęczowej Góry … ale powiem Wam w sekrecie – ta Królowa Lodu zrobiła na mnie po stokroć większe wrażenie! Zdecydujcie sami!
13 – Dumni Zdobywcy góry Winikunka – 5 036 m.n.p.m
Zanim, w końcu, pokażemy Wam Tęczową Górę, to jeszcze popatrzcie na nas – dumni zdobywcy góry Winikunka. 5 036 m.n.p.m, z której tą kolorową się podziwia. Pięć kilometrów, cztery godziny marszu, o mało nie wyplute płuca! Dotarliśmy! Jak się później okazało, wycieczki atakowały podejście z drugiej strony góry … ich trasa była i krótsza i łatwiejsza, ale na pewno nie tak obfita w te wszystkie cudne widoki, których my doznaliśmy! I my dotarliśmy tam sporo przed nimi!
14 – Tęczowe Góry na własną rękę – zaliczone!
Hurra – dotarliśmy… Bo Chcieć To Móc!
To może być dobry moment, aby podzielić się z Wami historią Tęczowej Góry lub Góry 7 Kolorów (tej za nami – tak tylko mówię, na wszelki wypadek, w razie gdybyście liczyli na coś o żywszych kolorach czy bardziej spektakularnego!).
Świat dowiedział się o tej górze zaledwie kilka lat temu. Wszystko, z powodu ocieplenia, które stopiło gęste warstwy śniegu i lodu, które pokrywały ten swego rodzaju cud natury.
Odtąd, to miejsce stało się celem jednodniowych eskapad, głównie z Cusco. Jednak, jak myślę dokładnie Wam pokazaliśmy, sama podróż, choć krótka, nie jest łatwa. Naszym zdaniem warta zachodu, jeśli nie dla gwoździa programu (który na nas ogromnego wrażenia nie zrobił), to dla ogólnego doświadczenia! I dla lodowca, i alpak, i wreszcie – dla grzybów na łożu końskiego łajna czy dla przejażdżki na pace z lokalsami o 3 nad ranem!
15 – Nie tylko dla turystów!
Wspominałam o bezdomnych psach, które nam towarzyszyły. Ten ze zdjęcia wylegiwał się na szczycie, kiedy tam dotarliśmy. Nasza smutna teoria jest taka, że psiaki przychodzą tutaj, licząc na kanapkę turysty i może odrobinę pieszczot. W sumie spotkaliśmy ich około 10-15.
16 – Światu na Głowie – Kierunek Ameryka Południowa!
Jako, że nasza wyprawa nosi dumną nazwę Światu na Głowie – Kierunek Ameryka Południowa to nie może zabraknąć i tego zdjęcia! Może urozmaici trochę widok Tęczowej Góry? ?
17 – Powrót, choć łatwiejszy, nie obył się bez przeszkód!
Droga powrotna, choć o wiele łatwiejsza, nie obyła się bez przeszkód. Pierwszą był ów kuń, tarasujący szlak na całej szerokości. Przynajmniej mogliśmy po raz kolejny popodziwiać cudny lodowiec! Hmm!
18 – Pokusa i walka na szlaku – silna wolą vs. lokalsi!
Schodząc współczuliśmy turystom, którzy dopiero co się wskrobywali. A towarzyszyli im, poprzebierani w lokalne stroje ludowe, lokalsi. Kusili, oj kusili zasapanych i zdyszanych turystów, możliwością podwózki. Nieraz, szli obok swoje ofiary, zagadując od czasu do czasu, powoli łamiąc silną wolę wymęczonego turysty! Biznes to biznes … hmm?
19 – Powrót jedynym mankamentem tego planu!
O tyle o ile przyjazd dzień wcześniej z Cusco do Pitumarki, i start o 3:00 nad ranem z jazdą wśród obcych ludzi, w pełnej ciemności, na pace ciężarówki – to świetna przygoda. O tyle powrót wspominamy trochę mniej entuzjastycznie.
Najpierw natrafiliśmy na wesoły busik lokalsów, wracających … w sumie nie wiemy dokąd! Kierowca, jak się zorientowaliśmy już trochę po fakcie, w najlepsze rozkoszował się kolejnym browarem. A trasa była raczej hardcorowa – z wąskimi dróżkami, wydrążonymi na uboczach gór – o wypadek nie trudno!
Po 40 minutach kierowca zatrzymał się w jakiejś niewielkiej miejscowści. Mężczyźni wysiedli. W busie zostaliśmy z jedną Peruwianką i jej synkiem. Mijały minuty … minęło ze 40 minut … nie wiedzieliśmy zbytnio co się dzieje (nasz Hiszpański jest raczej marny…).
Na szczęscie przez wieś przejeżdżał kolejny bus (5 soles za osobę) – zerwaliśmy się by go złapać i kontynuować podróż. Udało się! Po kolejnej godzinie, z trzeźwym tym razem kierowcą, dotarliśmy do Checacupa, skąd w trimiga złapaliśmy autbus do Cusco (6 soles za osobę). Ten też wracał z przygodami, i tak powrót, który uczestnikom zorganizowanej wycieczki zajmuje 2-3 godzin, nam zajął 8.
Ale i tak było warto zorganizować wyjazd w Tęczowe Góry na własną rękę!