Pisałam już o tym co zaskoczyło nas w peruwiańskich domach, było też o peruwiańskiej kuchni. Dziś kilka spostrzeżeń w kategorii: peruwiańskie ulice!
1. Kampania wyborcza na murze malowana
Na polityce się nie znam, tej peruwiańskiej to już w ogóle, ale trzeba im oddać – pomysłowi to oni są! W Peru (podobnie było w Ekwadorze) niewiele budynków jest otynkowane. Często goła cegła.
Więc zamiast bilbordów, kampania wyborcza odbywa się na murach. Nazwiska kandydatów i partii, które reprezentują, zdobiły co drugi dom, warsztat samochodowy czy sklep. Tak naprawdę nie wiem czy jedno ma coś wspólnego z drugim, ale jak dla mnie, kolorowe “plakaty” wyborcze dodawały klimatu peruwiańskim ulicą!
2. Po ulicach przechadzają się dziesiątki bezdomnych psów
Ten widok stał się dla nas swego rodzaju normą w każdym z dotychczas odwiedzanych krajów Ameryki Południowej. Bezdomnych psów jest tutaj bez liku, na szczęście raczej są niegroźne. W niektórych miastach wystawia się dla nich miski z jedzeniem czy wodą, dzięki czemu nie chodzą głodne i nie atakują. Z drugiej strony, zapewne sprzyja to też wzrostowi liczby zwierzaków kręcących się po ulicach!
CZY WIESZ, ŻE … montujemy filmy z podróży i wakacji? Zajrzyj na naszą stronę VlogoVentura – nie pozwól by Twoje wspomnienia wyblakły! Stwórzmy razem Twój film!
3. Budowa domu nigdy się nie kończy
Oprócz nieotynkowanych domów, charakterystyczne jest również to, że wiele budynków jest nie wykończonych. Jedno piętro gotowe i zamieszkałe, a z dachu wystają zbrojenia zwiastujące dalsze plany budowlane…
Jedni budują na raty. Kredyty mają bardzo wysokie oprocentowanie, więc bardziej opłaca się pobudować część. Odłożyć środki na kolejny etap budowy. I budować dalej. Niż zapożyczać się w banku, by ukończyć całość.
Jednak jest to również sposób na ominięcie płacenia wyższych podatków. Bo te podobno są wyższe, jeśli budowa jest ukończona! Ta luka prawna istnieje w wielu krajach, m.in. w Chile czy Tunezji.
4. Na dworcu autobusowym jest jak na targu i trzeba zapłacić podatek!
W Ekwadorze jak i w Peru, dworce autobusowe pełne są prywatnych firm oferujących swoje usługi. Przechadzając się po hali słyszymy przekrzykujące się głosy: Cusco, Cusco, Cusco! Lima, Lima, Lima! Co chwilę zaczepiają nas też naganiacze, pytając dokąd chcemy pojechać. Ceny i komfort przejazdu – od wyboru do koloru. Warto się przejść i popytać, zamiast brać pierwszą lepszą ofertę. Liderem na peruwiańskim rynku jest Cruz del Sol. Jednak za komfortem, w mojej opinii przewyższającym jakość usług niejednych między-kontynentalnych linii lotniczych, idzie i odpowiednio, nawet 2-3 wyższa cena biletu.
Po zakupie biletu, często należy uiścić dodatkową opłatę – opłatę dworcową! Podatek za korzystanie z dworca jest dość popularny nie tylko w Peru. Spotkaliśmy się z tym również w Boliwii. Ukryte mikroopłaty! Ha!
5. Obiad 2-daniowy z napojem już za 4 sole czyli niecałe 5 złotych!
O peruwiańskich przysmakach już pisaliśmy. Ale nadal nie mogę wyjść z podziwu, że za kilka złotych można zjeść obiad składający się z:
- solidnej porcji zupy (przeważnie warzywna, choć zdarza się też kawałek mięska),
- drugiego dania – przeważają ryż i frytki (zgadza się, na jednym talerzu … czasami w akompaniamencie makaronu) z kawałkiem kurczaka, lub smażonym jajkiem i bananem (czyli po kubańsku!).
- szklanki napoju – w postaci wody smakowej domowej roboty. W 7/10 przypadków był to smak mięty!
6. Ulica optyczna, ulica poligraficzna, ulica garniturowa…
Jest wiele ulic, które przypominają polskie sklepy zza czasów komuny – a mianowicie jest na nich tylko jedno! Tylko okulary, tylko wyroby ze skóry, tylko garnitury itp. itd. jak ulica długa i szeroka, w każdym sklepiku to samo! Idąc jedną z takich ulic, w mieście Arequipa naliczyliśmy ponad 20 sklepów optycznych – przejrzyj tu teraz tyle par oprawek! Można dostać oczopląsu!
Podobno jest to pozostałość z czasów, kiedy rzemieślnicy danego fachu, skupiali się na konkretnych ulicach. W ten sposób było wiadomo gdzie się udać, by załatwić konkretną sprawę. Brzmi logicznie i układ sprzyjający konkurencji … ale 20-30 sklepików z etui na telefony w jednym miejscu to chyba przesada?!
7. Handel w autobusie, na chodniku i na skrzyżowaniu
Każdy handluje czym się da. Niejednokrotnie przechodziliśmy np. koło starszych Pań, które na kolorowej chuście miały rozłożone świeże warzywa i owoce lub odrobinę słodyczy. Często też, tacy sprzedawcy np. z zimną wodą, czy nawet już przyrządzonymi burgerami lub innymi przekąskami, wskakują do autobusów, by ‘dokarmić’ podróżujących. Z kolei na skrzyżowaniach, często można spotkać kogoś z papierem toaletowym, napojem czy woreczkiem owoców. A zdarzają się i szczoteczki do zębów i nożyczki! Handel kwitnie!
8. Nieoznakowane taksówki – 9/10 aut
Przechadzając się ulicą, co chwilę ktoś mruga na nas światłami. Szczególnie, kiedy maszerujemy z naszymi ogromnymi tobołkami. Niektóre auta nawet się zatrzymują, pytając czy nie potrzebujemy taxi. Wystarczy machnąć ręką, a nawet przystanąć na chwilę i spojrzeć w stronę nadciągających aut, żeby któreś się zatrzymało. Ceny u takich przewoźników są zazwyczaj niższe, ale i tak należy ustalić kwotę za przejazd zanim się wsiądzie. Inaczej może nas czekać niemiła niespodzianka i kłótnia z lokalsem. Mówi się, że takie nieoznakowane przygody mogą się źle skończyć. Na szczęście, my zawsze trafialiśmy dobrze. Jedynie było trzeba się napocić, żeby wyjaśnić dokąd chcemy dotrzeć! Ale to już kwestia językowa …